Maciej Blaut
2010-04-29, ostatnia aktualizacja 2010-04-29 20:08
Prezydent Katowic przyzna w piątek nagrody w dziedzinie sportu Justynie
Kowalczyk i Tomaszowi Sikorze. To wspaniały gest ze strony Piotra
Uszoka. Obawiam się tylko, że gdyby genialna biegaczka i wybitny
biatlonista rzeczywiście mieli coś wspólnego ze stolicą naszego
województwa, to nie odnosiliby tylu sukcesów - pisze Maciej Blaut.
Fot. Marta Błażejowska/Agencja Gazeta
Piotr Uszok podczas przyznania w zeszłym roku Justynie Kowalczyk honorowego...
Jak władze Katowic dbają o rozwój sportu w mieście?
Dobro sportu w mieście leży im na sercu
To w Katowicach jest jeszcze jakiś sport?
Nie zależy im na rozwoju sportu
Piotr Uszok ma, oczywiście, pretekst do wręczenia nagród utytułowanym
sportowcom. Oboje to zawodnicy AZS-u AWF-u Katowice, tyle że tak
naprawdę o formę sportową Kowalczyk i Sikory nie dbają ich klubowi
szkoleniowcy, ale trenerzy kadry narodowej. O ile jeszcze złota
medalistka z Vancouver z katowicką uczelnią związana jest od lat, to
Sikora stał się zawodnikiem AZS-u całkiem niedawno.
Trudno też doszukiwać się większych związków emocjonalnych Katowic
i katowiczan akurat z tymi sportowcami. Udowodniły to ostatnie igrzyska
olimpijskie. Gdy Kowalczyk biegła w Kanadzie po złoto, to przecież jej
rodzinna Kasina Wielka, a nie Katowice, była rozgrzana do czerwoności.
Podobnie jest z Sikorą, którego sukcesy najbardziej świętuje się w
Radlinie.
Gdyby z listy sportowców uhonorowanych przez prezydenta wykreślić
Kowalczyk i Sikorę, w pełni ujrzelibyśmy słabość katowickiego sportu. W
mieście nie ma ani wybitnych zawodników ani silnych klubów sportowych.
Władze Katowic zaangażowały się niedawno w pomoc będącemu
wizytówką miasta piłkarskiemu GKS-owi. Idea słuszna, tylko wykonanie
pozostawia wiele do życzenia. Urząd zdecydował się pomóc "Gieksie", gdy
ta ledwo zipała z powodu zapaści finansowej. Gdyby prezydent Uszok
zainterweniował wcześniej, to nie doszłoby do ucieczki najlepszych
zawodników oraz uniknięto by konieczności płacenia długów, które urosły
do niebotycznych rozmiarów. Kibice na pewno na długo zapamiętają też,
że to za rządów Uszoka padł zasłużony MK Górnik, który wycofał się z
IV-ligowych rozgrywek.
Katowice były kiedyś potęgą w polskim hokeju. Dobrze, że z tamtych
czasów pozostały jakieś wspomnienia, zdjęcia i zapiski, bo teraz nikt
by w to nie uwierzył. Naprzód Janów prezentuje poziom najwyżej
przeciętny, a HC GKS nie prezentuje żadnego poziomu i istnieje tylko
dzięki grupce zapaleńców.
A może koszykówka, piłka ręczna albo siatkówka? To przykra sprawa,
ale o istnieniu tych popularnych dyscyplin na poziomie profesjonalnym
władze Katowic zdają się w ogóle nie wiedzieć. Z góry informuję
urzędników, że sukcesy w curlingu czy futsalu szerszego grona kibiców
nie interesują.
O pomstę do nieba woła stan infrastruktury sportowej w mieście.
Niedawno minęło sześć lat od chwili, gdy prezydent Uszok obiecał, że ze
stadionu przy ul. Bukowej zrobi "perełkę". Do teraz nie wiemy nawet,
kiedy modernizacja obiektu się rozpocznie. W mieście brakuje basenów i
hal sportowych. Ta, która powstała w Szopienicach, zasłynęła przede
wszystkim ze swojej brzydoty. Sytuację ratuje trochę niezawodny Spodek.
Czy istnieją jakieś obiektywne przeszkody, aby imprezy sportowe dużej
rangi odbywały się w nim co tydzień, a nie co pół roku? Jestem pewien,
że kibice woleliby tam oglądać katowickich siatkarzy walczących o
mistrzostwo Polski, niż szalejącego w ringu Pudziana.
Zarządzanie miejskim sportem już w "Gazecie" opisywaliśmy. Nie
wygląda na to, aby ktoś w magistracie przejął się istnieniem
dublujących się stanowisk w wydziale sportu oraz pełnomocnika ds.
sportu. Nie można oczywiście zapomnieć o Miejskim Ośrodku Sportu i
Rekreacji. Lista wpadek tej instytucji zdaje się nie mieć końca.
Słabość organizacyjna przekłada się na jakość katowickiego sportu.
Gdyby było inaczej, prezydent Uszok mógłby dziś wręczyć nagrody
specjalne wybitnym sportowcom z Katowic. Niestety, takich nie ma.