Henryk Gruth w Galerii Sławy
Piotr Zawadzki, współpraca pacz, tod
2006-05-11, ostatnia aktualizacja 2006-05-10 00:00
W 2000 roku Gruth podczas meczu oldbojów w Tychach

Fot. G.CELEJEWSKI/AGENCJA GAZETA
Henryk Gruth jako pierwszy Polak znalazł się w Galerii Sławy, którą w
1997 roku powołała Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF). W
czwartek w Rydze dawny gracz GKS-u Katowice i GKS-u Tychy odbierze
honory związane z tym prestiżowym wyróżnieniem
- Pod koniec grudnia zeszłego roku zadzwonił do mnie z wiadomością o
nominacji Rene Fasel, prezydent IIHF. Gdy informacja pojawiła się w
mediach, zewsząd zbierałem gratulacje. Nie tylko z klubu, ale z całej
Szwajcarii - mówi 49-letni Gruth, najlepszy obrońca w historii
polskiego hokeja. - Traktuję to wyróżnienie jako nagrodę dla całej
generacji zawodników, z którymi grałem w czasach, gdy polski hokej
bardziej liczył się na świecie - dodaje.
W Galerii Sławy znajduje się już 90 nazwisk zawodników (są tam także
wybitni trenerzy, sędziowie i działacze), w tym tak znanych, jak:
Rosjanie - Władysław Tretiak, Anatolij Firsow i Siergiej Makarow, Czesi
- Jan Holecek i Jirzi Holik, Kanadyjczyk Wayne Gretzky, Słowak Peter
Stastny, Szwed Boerje Salming czy Fin Jarri Kurri. W Rydze, podczas
trwających właśnie mistrzostw świata, obok Grutha wyróżnieni zostali:
Władimir Pietrow (Rosja), Juhani Wahlsten (Finlandia) i Kent Nilsson
(Szwecja). Wahlsten grał w reprezentacji w latach 60., natomiast z
dwoma pozostałymi Gruth miał okazję rywalizować na tafli. - W czasach
świetności Pietrowa [był środkowym napastnikiem słynnego ataku
"sbornej" ze skrzydłowymi Borysem Michajłowem i Walerym Charłamowem -
przyp. red.] ja zaczynałem dopiero grać na przyzwoitym poziomie, a z
Nilssonem występowałem na szwajcarskich lodowiskach, bo grał tam w tym
samym czasie co ja - przypomina Gruth, który pojechał do Rygi odebrać
nagrodę razem z najstarszą córką Katarzyną. Reszta rodziny (żona
Danuta, córka Ania i syn Kuba) została w Tychach.
Miał talent do futbolu
Gruth pochodzi z Rudy Śląskiej. Jego ojciec Józef był działaczem
sportowym i nawet prezesował Grunwaldowi, górniczemu klubowi z
dzielnicy Halemba. Tam właśnie Heniek rozpoczął treningi jako
trampkarz, ale szybko doszedł do wniosku, że woli zostać hokeistą niż
piłkarzem. Zaczął dojeżdżać na treningi w GKS-ie Katowice. Talent do
futbolu niewątpliwie jednak miał, w późniejszych latach wykorzystywał
go głównie, wspomagając drużynę śląskich dziennikarzy.
W 1972 roku - jako 15-latek - zadebiutował w hokejowej I lidze. Do
dzisiaj nikt nie pobił tego rekordu. - To było w Krynicy. W sobotę mecz
grali juniorzy, w niedzielę seniorzy. Po sobotnim meczu okazało się, że
obrońca pierwszej drużyny doznał kontuzji. Ktoś go musiał zastąpić.
Wyszedłem na lód, strzeliłem nawet gola, ale przegraliśmy 1:4 -
wspomina.
Kiedy ożenił się z Danutą Chrószcz, koszykarką AZS-u Katowice, stał się
członkiem jednej z najbardziej usportowionych rodzin w Polsce.
Szwagierki: Aleksandra Piechocka i Zofia Chrószcz były piłkarkami
ręcznymi Ruchu Chorzów, jeden szwagier Janusz Chrószcz piłkarzem
ręcznym Grunwaldu Halemba, a drugi Janusz Piechocki koszykarzem
Baildonu Katowice. Wszyscy występowali w pierwszoligowych klubach!
Teraz sportowe tradycje kontynuuje 15-letni syn Gruthów - Kuba. Uczy
się w sportowej klasie tyskiego gimnazjum, jest w koszykarskiej kadrze
Śląska kadetów. Ma już 190 cm wzrostu.
Z Fetisowem aż się popłakali
Gruth już jako nastolatek trafił do hokejowej reprezentacji. Zawsze
podkreśla, jak wiele zawdzięczał wtedy Robertowi Góralczykowi, obrońcy
konkurującego z jego GKS-em Baildonu Katowice. - Kiedy coś szło nie
tak, wszyscy zwalali winę na mnie, bo byłem najmłodszy. Po jednym z
meczów Robert, który grał ze mną w parze, krzyknął w szatni: "Stop. Od
niego się odp... Tylko ja mogę zwracać mu uwagę".
Na tydzień przed wyjazdem na igrzyska w 1976 roku, podczas gry w
koszykówkę, skręcił kolano. Olimpiadę w Innsbrucku i nieudane występy
kolegów oglądał w telewizji, zagrał za to kilka tygodni później na
mistrzostwach świata w Katowicach. Wyjechał na lód w trzeciej tercji
historycznego meczu, w którym pokonaliśmy 6:4 ZSRR. - W ostatniej
chwili zostałem dołączony do kadry jako siódmy, rezerwowy obrońca.
Pamiętam, że w meczu z ZSRR ani razu nie wyjechałem z własnej tercji!
Ich napór był ogromny. Nam chodziło tylko o to, żeby krążek wybić jak
najdalej od własnej bramki - opowiada.
Chociaż Polacy spadli wtedy z grupy A, to i tak zostali narodowymi
bohaterami. Gdy kilka tygodni później Gruth szykował się do egzaminów
maturalnych, został wezwany do gabinetu ówczesnego I sekretarza partii
w Katowicach Zdzisława Grudnia. - Gruth, ty maturę zdajesz w tym roku.
Zadzwoń, jakby były jakieś problemy - rzucił dobrotliwie ówczesny
władca Śląska i Zagłębia. Maturę hokeista zdał jednak bez zbędnej
protekcji. Nie miał także kłopotów z ukończeniem studiów w katowickiej
Akademii Wychowania Fizycznego.
W reprezentacji Gruth grał bardzo długo. Wystąpił w 292 meczach (to
krajowy rekord) i zdobył 54 bramki. Zagrał w 15 mistrzostwach świata
(1975-93), czterokrotnie na igrzyskach olimpijskich. W Calgary i
Albertville był chorążym polskiej ekipy. - W Calgary podczas
uroczystości otwarcia stałem obok słynnego Wiaczesława Fetisowa. Obaj
tak się wzruszyliśmy, że aż łzy nam poszły... - uśmiecha się.
Gruth najmilej wspomina właśnie kanadyjską olimpiadę. - To były
ostatnie igrzyska, gdzie nie było komercji, tylko sport i radość -
podkreśla. Biało-czerwoni przegrali wtedy z gospodarzami tylko 0:1 i
zremisowali ze Szwecją 1:1. Niestety, afera dopingowa Jarosława
Morawieckiego sprawiła, że załamani Polacy zakończyli turniej dopiero
na 10. miejscu.
Trenerem Grutha w reprezentacji był przez osiem lat Leszek Lejczyk, dziś dyrektor sportowy w Polskim Związku Hokeja na Lodzie.
- Gruth to jeden z najlepszych graczy, z jakimi pracowałem. Doskonała
orientacja w grze, świetne konstruowanie akcji. Poza tym dobry duch
zespołu i jego autentyczny przywódca. Mieliśmy ze sobą bardzo dobry
kontakt - chwali go.
Najstarsza para w historii igrzysk
W reprezentacji Gruth parę obrońców tworzył najczęściej z Robertem
Szopińskim z Podhala Nowy Targ i Ludwikiem Synowcem, który grał w
Naprzodzie Janów, a potem razem z Gruthem w GKS-ie Tychy.
- Szopiński to był twardy góral, świetny w destrukcji. Obaj z Heńkiem
doskonale się uzupełniali. Na mistrzostwach w Canazei, gdzie
wywalczyliśmy awans do grupy A, kiedy ta para przebywała na lodzie,
straciliśmy tylko jedną bramkę. I to grając w osłabieniu - przypomina
sobie Lejczyk.
Na igrzyskach w Calgary Gruthowi dodano do pary Jerzego Potza, który od
lat grał w lidze niemieckiej. - To był mój przyjaciel. Rozumieliśmy się
doskonale na lodzie i poza nim. Został nawet ojcem chrzestnym mojej
najstarszej córki. W Calgary byliśmy chyba najstarszą parą w historii
igrzysk - razem mieliśmy 66 lat! - śmieje się Gruth. Potz zmarł w 2000
roku. Przegrał kilkuletnią walkę z rakiem.
Lejczyk: - Jeśli już miałbym powiedzieć o Heńku coś na nie, to chyba
tylko to, że nie miał najmocniejszego strzału. Bo obrońca musi mieć
mocne uderzenie "z klepki". No i Heniek nie mógł się też pochwalić
najlepszą wydolnością organizmu. Potrafił to jednak zniwelować dzięki
doskonałej technice jazdy na łyżwach.
Słynny radziecki trener Wiktor Tichonow miał kiedyś stwierdzić, że para
polskich obrońców Gruth - Potz miałaby miejsce w jego "kamandzie".
- Pod względem wyszkolenia technicznego i taktycznego Gruth z pewnością
nie ustępował zawodnikom z czołowych ekip świata. Musiałby jednak
przynajmniej trzy lata spędzić w ich reżimie treningowym. W
najsilniejszych reprezentacjach są po prostu inne obciążenia treningowe
- tłumaczy Lejczyk. Czy w swoich najlepszych latach Gruth miałby szansę
na angaż w NHL? - Hm, odrobina więcej twardości w grze by mu się
przydała - odpowiada Lejczyk.
Gruth: - Trudno porównywać mnie z Mariuszem Czerkawskim czy Krzysztofem
Oliwą. Ja nie miałem możliwości wyjazdu do zagranicznego klubu w tak
młodym wieku jak oni. Wyjechałem do szwajcarskiego ZSC Zurich dopiero,
gdy miałem 28 lat. I tak zrobiono wtedy dla mnie wyjątek za zasługi.
Mariusz i Krzysiek zaznaczyli swoją obecność w NHL, ale jednocześnie
nie mogli zrobić takiej kariery w reprezentacji, bo po prostu nie mieli
na to czasu.
Lejczyk: - Gra Heńka mogła się podobać. Jak jeszcze ktoś ma poczucie
własnej wartości, to nie musi jej udowadniać na przykład za pomocą
pięści. Ale Heniek nie dawał sobą pomiatać na lodzie. Chyba nawet
pamiętam, że raz podjął walkę wręcz z agresywnym przeciwnikiem.
- Nie rwał się bitki, ale potrafił oddać i to tak, że sędzia tego nie
widział - mówi Dariusz Wieczorek, jego bliski kolega z reprezentacji i
GKS-u Tychy. - Dla mnie Heniek to wzór hokeisty i świetny organizator,
także poza lodowiskiem - dodaje.
Gruth potrafił znaleźć się w towarzystwie. Tu opowiedział zabawną
historyjkę, tam rzucił jakimś śląskim "wicem". Ale porażki go bolały.
Rozmawiałem z nim podczas Igrzysk Olimpijskich w Albertville. Po słabym
meczu przegraliśmy akurat ze Szwajcarią. - Brakuje nam pewności siebie.
Idzie na przykład Włoch, o którym wiemy, że żaden z niego orzeł. Ale
jak przystanie i rozmawia z nami, to traktuje nas z góry, z pozycji
mistrza. My jesteśmy grzeczni i tacy cisi, a tylko podczas meczów
rzucamy się do walki, ale przypomina to mi raczej walkę kogutów -
narzekał z grobową miną. Albertville to były jego ostatnie igrzyska. Od
tamtej pory polscy hokeiści nie potrafią zakwalifikować się do turnieju
olimpijskiego.
Wróci do polskiego hokeja?
Na krajowych lodowiskach Gruth to była uznana firma. Wielokrotnie
wygrywał plebiscyty na najlepszego zawodnika sezonu. Nigdy jednak nie
został mistrzem Polski, ani w GKS-ie Katowice, ani w GKS-ie Tychy. W
1995 roku zakończył karierę. Został trenerem w Tychach. Krótko pracował
z pierwszą reprezentacją kraju jako asystent Władimira Safonowa. Potem
wyjechał trenować drużyny niemieckie i szwajcarskie. Miał kontakty i
znał język, bo w drugiej połowie lat 80. grał w ZSC Zurich. Od 1997
roku mieszka i pracuje w Szwajcarii.
- A co miał innego zrobić? Takie jest życie. W Tychach wtedy nic się nie działo - mówi Wieczorek.
Gruth: - Chciałem wykonywać zawód szkoleniowca - nazwijmy to -
normalnie. U nas było tymczasem za dużo przeróżnych układów. W
Szwajcarii mam kontakt z czołówką światowego hokeja i ciągle mogę się
rozwijać jako trener.
Za granicą prowadził kilka klubów, m.in. wielokrotnego mistrza
Szwajcarii ZSC Zurich. Jego prezesi zatrudnili go, ponieważ docenili
pracę Polaka w II-ligowym GCK Lions, który prezentował bardzo
widowiskowy hokej.
- Szwajcarzy traktują mnie jak swojego. Polak wychodzi ze mnie tylko na
treningach. Jak drużynie coś nie wychodzi, mówię: "Teraz spróbujemy po
mojemu, po śląsku". Krzyknę, podkręcę tempo i efekty są od razu -
opowiadał "Gazecie" Gruth. Obecnie jest znowu trenerem GCK Lions
(Nationalliga B).
Z problemami polskiej ligi jest na bieżąco. - Kolega przysyła mi
gazety, korzystam z internetu. Lekturę zawsze zaczynam od spotkań GKS-u
Tychy - zaznacza. Od nowego sezonu w pracy będzie mu pomagał Wieczorek,
który zajmie się w Lions szkoleniem bramkarzy. Wcześniej, dzięki pomocy
Grutha, kilka razy przebywał w Szwajcarii na stażach trenerskich.
- Za każdym razem oczy mam ze zdziwienia szerzej otwarte. W Szwajcarii
najmłodszy junior ma zagwarantowane lepsze odżywki niż u nas mistrzowie
Polski - podkreśla Wieczorek.
Gruth: - Oczywiście bardzo tęsknię za rodziną, ale taki to już zawód. W życiu trzeba płacić różne ceny.
- Ostatnio Heniek wpadł do Tychów na święta
wielkanocne. Na dłużej jesteśmy razem, kiedy liga ma wakacje. W roku
uzbiera się tego jakieś dwa miesiące. A tak pozostaje głównie kontakt
telefoniczny - mówi żona, Danuta Gruth.
Dyrektor Lejczyk święcie wierzy, że Gruth wróci do polskiego hokeja. -
Ja sam składałem mu już kilka razy propozycję objęcia pierwszej
reprezentacji. Kiedyś w końcu odpowie "tak".
Gruth: - Na razie odmawiam, bo i gdzie miałbym się pchać? Bałagan
organizacyjny jakoś hamuje mój powrót do kraju. Jestem pełen podziwu
dla polskich hokeistów, że w takich warunkach jeszcze chce im się grać.
Henryk Gruth
Ur. 2.09.1957 roku w Rudzie Śląskiej. Rozegrał 292 mecze w
reprezentacji Polski. Grał na czterech igrzyskach olimpijskich (1980,
84, 88, 92).
Jako zawodnik
1969-1980 GKS Katowice
1980-1992 GKS Tychy
1985-86 i 1988-90 ZSC Zurich
1992-1995 Tysovia Tychy
Jako trener
1990-1991 grający trener GKS Tychy
1995-1996 Tysovia oraz asystent w reprezentacji Polski
1996-1997 EHC Salzgitter (2 Bundesliga )
1997-1998 EHC St. Moritz (1. liga )
1998-1999 HC Thurgau (Nationalliga B )
1999-2002 SC Kusnacht (1. liga )
2002-2003 GCK Lions (Nationalliga B )
2003-2006 ZSC Zurich (Nationalliga A)
2006 GCK Lions